Pastisz na nierobów, którzy plotą na otwarciach "czegokolwiek" trzy-po-trzy, a kolorowe tygodniki spijają z ich ust słowa jak śmietankę. Jest to również parafraza kariery księżniczki Diany, która została wypromowana na świętą, bo fotografowała się z dziećmi i uroczo spuszczała oczy podczas wywiadów.
Tylko Francuzi, genetyczni republikanie, mogli zrobić ten film w taki sposób - bez krzepiącej puenty, za to z odpowiednią dawką cynizmu.
Nieroby pozujące w pięknych kapeluszach, a w gruncie rzeczy rodzina jak każda, gdzie wredna teściowa próbuje przyciąć synową do swoich rozmiarów i nie przewiduje, że media wykreują jej przeciwniczkę na kobietę doskonałą, by dowartościować kury domowe, które oglądają tv przed południem. Charytatywność, blichtr, a poza kadrem obciąganie osobistemu trenerowi. Ktoś tu napisał, że niesmaczny koniec. Przecież oglądaliśmy to w tv w 1997 i nam się podobało, czyż nie?